Artykuły

Pamietając o legendzie – SHECK EXLEY

„Każde pole ludzkich osiągnięć od Tidily Winks aż do podboju przestrzeni kosmicznych ma swoich zwycięzców i swoje limity ludzkiej wytrzymałości i rekordów. Bez nich nie było by postępu, nie było by odniesienia do naszych wysiłków, nie byłoby zachęty do próbowania jeszcze raz i jeszcze. Trudno sobie wyobrazić jakiś obszar życia, gdzie nie było by współzawodnictwa, czy dążeń do doskonalenia.” Sheck Exley, Caverns Measureless to Man

Meksyk, 6 kwietnia 1994 r.

Razem z moim przyjacielem i mistrzem przygotowywaliśmy się do nurkowania – głębiej niż ktokolwiek kiedyś zanurkował, bez użycia łodzi podwodnych czy habitatów. Sheck nie powrócił z tej wyprawy.

Czy warto było tracić największego na świecie odkrywcę świata podwodnego, aby zanurzyć się „jak najgłębiej”? Łatwo zakwestionować sens jakiejś próby, gdy w grę wchodzi ludzkie życie… Kiedy zapytano Chrisa Bonningtona, zdobywcę gór i autora książki „Quest to Adventure”, czy śmierć przyjaciół oraz częstotliwość wypadków w górach wpłynęły jakoś na postrzeganie sportu, który uprawia, odpowiedział:

„Wszyscy wiedzą, że wspinanie się jest niebezpieczne. Wiadomo, że ryzyko jest nierozłączną częścią tej gry. Trzeba to zaakceptować. Nie zmniejsza to bynajmniej straty, jaką jest śmierć przyjaciela. To strata przede wszystkim dla rodziny, żony, dziewczyny, dzieci i rodziców. Dla osób, które są najbliżej, które pozostawione są na górze. Ci, którzy giną, odchodzą w chwale robili to, co kochali, będąc na szczycie. Tragedia rozgrywa się wśród tych, którzy przeżyli.”

Tak też było ze śmiercią Sheck’a. Nadal odczuwam wielki ból i stratę, ponieważ lubiłem z nim przebywać, dzielić jego pasję i podziwiać kunszt mistrza. Jednakże to jest moja strata. Sheck nigdy nie żył bardziej niż wtedy, w chwilach próby eksploracji niezdobytej głębi. Bardzo łatwo jest umrzeć. Bardzo trudno żyć.

Sheck szedł przez życie jak burza, z podniesionym czołem, czasem tylko się zatrzymywał.

Tylko śmierci udało się go zmylić, jak z resztą każdego z nas. Podczas naszego „roku niebezpiecznego życia”, kiedy przygotowywaliśmy się do TEGO nurkowania, interesowały go wszystkie konsekwencje milionów niebezpieczeństw, które mogły się przydarzyć i którym stawialiśmy czoła. Sheck miał zawsze oczy szeroko otwarte. Nie umniejszał niebezpieczeństw, ale ważne było dla niego, aby wykonać nurkowanie. Podchodził do tego osobiście – posiadał już przecież rekord. Chciał iść jeszcze głębiej, lecz nie po to, żeby rekord był nie do pokonania, ale żeby zrobić najwięcej ile może. Musiał iść głębiej – dla siebie samego.

Poznałem Sheck’a w 1988 roku, kiedy wykonywał swoje rekordowe nurkowanie na 237 metrów w Nacimiento Mante, innej znanej głębokiej studni w Meksyku. Był sam w całym zbiorniku – jego asekuracja to 3 osoby, które czekały na jego powrót. Pokrzepiające było to, że w tej wariackiej dyscyplinie, jaką jest nurkowanie w jaskiniach, mogliśmy zobaczyć dokonywanie niemożliwego bez fanfar i całej tej otoczki, które często obserwuje się przy dużo mniejszych osiągnięciach. Być może między nami dwoma zawiązała się taka więź, jeśli chodzi o nurkowanie, ponieważ wielokrotnie nurkowaliśmy solo. Pracowaliśmy razem, ale nurkowanie było niezależnym wysiłkiem każdego z nas. Nasze wyczyny różniły się zarówno czasem jak i miejscem. Każdy z nas potrzebował skupienia, które możliwe jest tylko będąc niezależnym i samodzielnie panując nad swoim własnym przeznaczeniem.

Sheck mało korzystał ze swojej sławy jako płetwonurka, który zanurkował najgłębiej. Był skromny, dobrze wychowany, szanował swoich kolegów oraz eksploratorów jaskiń, tak zalanych jak i suchych. Jest niestety prawdą, że im większe osiągnięcia, tym większa ludzka zawiść i wrogość. Ale nie mogę sobie przypomnieć Sheck’a mówiącego cokolwiek złego o innych. Wielu jest krytyków, chcących ochronić nas przed nami samymi. Na pewno miał zastrzeżenia, co do tych krytyków oraz do dziwnych zachowań, które się stały jakby częścią społeczności „nurków jaskiniowych”, ale Sheck kwitowałby to: „Pewnie są lepszymi płetwonurkami niż ja” i nie zajmował się tym więcej. Przypomina mi to powiedzenie Marka Twaina, który powiedział: „Nieskromność, wulgarność, obsceniczność – to cechy ludzi, oni je wymyślili. Pośród wyższych stworzeń nie znajdziecie ani śladu ich.” Sheck był właśnie tym wyższym stworzeniem.

Najlepszym hołdem dla dokonań życia człowieka – jest szacunek innych ludzi, rywali i współzawodników. Najwięksi mistrzowie w tym sporcie nadal wspominają z bólem Sheck’a. Niektórzy nadal przeżywają jego śmierć – jak Olivier Isler. To piękna lojalność, – bo podobnie jak Sheck uważam, że Olivier jest obecnie jednym z największych nurków jaskiniowych na świecie. Dodatkowo osiąga swoje zamierzenia nurkując solo.

Byłem ostatnio w Zacaton, aby sprawdzić warunki przed kolejną wyprawą. Stałem sobie sam po pas w wodzie El Nacimiento (źródle dla El Pasajae de Tortuga Muerta) i uświadomiłem sobie, że dzień jest taki jak w dniu śmierci Sheck’a – burzliwy, wietrzny, niepokojący. Wiał porywisty wiatr wyginając palmy jak trawki. Wspomnienie to bardziej mnie poruszyło niż przypuszczałem. Mimo że byłem tam wiele razy, to takie właśnie wspomnienie zachowam o Zacaton. Mieliśmy tyle planów, w tylu miejscach chcieliśmy razem zanurkować… To jest także moja strata – teraz mogę zanurkować w tych wszystkich podniecających, dziewiczych akwenach na całym świecie – ale nie mogę tego zrobić z Sheck’iem.

Kilka lat temu dość egoistycznie postanowiłem w życiu głównie spełniać swoje marzenia i nigdy nie rezygnować z jakichś możliwości, z powodu innych obowiązków czy odpowiedzialności. Kiedy latem przed feralnym nurkowaniem w Zacaton zostaliśmy zaproszeni do Południowej Afryki – żeby zanurkować w Bushmansgat – odmówiłem, ponieważ miałem świadomość, że muszę trenować w głębszych akwenach. Oprócz tego byłem pewien, że w perspektywie szykuje się eksploracja niezwykłych systemów w Jugosławii, Namibii i jeszcze kilku egzotycznych miejscach, w które planowaliśmy jechać po Zacaton. Nie jadąc z Sheck’iem do Południowej Afryki – sprzeniewierzyłem się mojemu postanowieniu – odłożyłem coś fajnego „na później”, które nigdy nie nadeszło.

Ten hołd ku pamięci Sheck’a był dla mnie bardzo trudnym zadaniem. Postanowiłem jednak spróbować i pokazać raczej pokazać jego postawę, niż po prostu wymienić osiągnięcia. Były one oczywiście wielkie, naprawdę, ale to jego pasja je umożliwiła. Właśnie, dlatego był dla nas wszystkich wzorem – jego postawa, osobowość i pasja. Był żywym przykładem tego, co można osiągnąć wytrwałością, czasem wbrew wszystkiemu i wszystkim. To przełom, jak dawno temu pierwsza istota, która zeszła z drzew – pociągnęła za sobą wszystkich. Często jednak ten pionier płaci olbrzymią cenę.

Sheck nadal jest ze mną w trakcie każdego mojego nurkowania. Nadal o nim mówimy siedząc w obozowisku, tak jakby nadal był między nami. Nie jestem religijnym człowiekiem, według mnie nieśmiertelność to wspomnienia przyjaciół, wartość wykonanej pracy, osiągnięcia oraz inspiracja, która pozwoli próbować osiągać niemożliwe. Kiedyś Sheck powiedział, że największym komplementem dla nauczyciela jest, jeśli jego uczniowie próbują być lepsi od niego, osiągać więcej i nurkować głębiej.

Jim Bowden

Sheck Exley 1949 – 1994

„…Zaszczyt budzić ten będzie, który pada umęczony, utrudzony, lecz odważnie ginie i godnie; A jego miejsce nigdy nie zostanie zajęte przez dusze płoche, ni klęski ni zwycięstwa nieznające.”

Mohandas K.Gandi

Światowe rekordy nurkowe Exley’a:

GŁĘBOKOŚĆ:

1977r 104 m Boiling Hole
1981r 110 m Die Polder
1987r 201 m Mante
1988r 238 m Mante
1989r 264 m Mante
1993r 263 m Bushmansgat